Kupujemy coraz więcej odzieży, płacąc za nią coraz niższe ceny. Normą stało się, że niektóre firmy i domy mody wprowadzają nawet do 18 kolekcji rocznie. Segment ubrań w tzw. przystępnych cenach przeżywa boom i w ciągu zaledwie 5 lat podwoił swoje rozmiary. Aby podołać presji konkurencji, znane marki i sieci handlowe wywierają nacisk na fabryki, by dostarczały one produkty wysokiej jakości po coraz niższych cenach i w coraz krótszych terminach. By spełnić te wymagania i móc realizować zamówienia, właściciele fabryk przykręcają śrubę pracownikom. Do szwaczki lub szwacza, który uszył naszą bluzkę, spodnie czy buty trafia ok. 1-3% ceny jaką za nie płacimy.
Głodowe pensje, brak podstawowych świadczeń, przymusowe i bezpłatne nadgodziny, konieczność pracy z toksycznymi substancjami, prześladowanie przedstawicieli związków zawodowych – to cena, którą płacą pracownicy i pracownice w krajach takich jak Indie, Chiny, Sri Lanka, Bangladesz czy Tajlandia, gdzie produkowane jest 80% naszych ubrań. Ukrytą cenę płacimy również my, godząc się na niszczenie środowiska przez przemysł tekstylno-odzieżowy. Powoduje on zanieczyszczenie rzek, wyjałowienie gleb i utratę bioróżnorodności związane z nadmiernym stosowaniem pestycydów i w końcu miliony ton “szmacianych” śmieci lądujących bezpowrotnie na wysypiskach. Zanim więc zdecydujemy się na kolejny sweter czy płaszcz, których ceny są niewiarygodnie niskie, zastanówmy się co się za nimi faktycznie kryje?